Zakończyła się XII Jazzowa Jesień

Znakomitym koncertem Billa Frisella, uznawanego za jednego z najlepszych gitarzystów jazzowych świata rozpoczęła się XII edycja Jazzowej Jesieni w Bielsku-Białej. Finałowe akordy należały do Dutch Swing College Band.
Tegoroczny festiwal trwał 6 dni – od 11-16 listopada. W tym czasie organizatorzy przygotowali aż 9 różnorodnych stylistycznie koncertów.

16 LISTOPADA
Od kilku lat na Jazzowej Jesieni można posłuchać koncertu jazzu tradycyjnego. Bilety na tegoroczny koncert rozeszły się jak świeże bułeczki. Publiczność zawsze liczy na wysoki poziom i dobrą zabawę. W tym roku otrzymała i jedno i drugie za sprawą holenderskiego zespołu-instytucji – Dutch College Jazz Band. Zespół propaguję jazz od prawie 70 lat. Holendrzy zabrzmieli wzorowo – klasycznie i stylowo odtwarzając jazz z Nowego Orleanu, tradycje jazzowej muzyki marszowej i big-bandowej. Klasyczny skład instrumentalny (dęciaki, kontrabas, perkusja i bandźo/gitara) i stylowo brzmiące partie wokalne bardzo podobały się publiczności. Szczególne brawa zebrał za swoją partie solową perkusista – pokazując czym różnił się jazz tradycyjny od obecnej techniki perkusyjnej. Były bisy, dowcip i świetna zabawa, a tuż po koncercie muzycy wyszli do holu popijając złocisty płyn, rozdając autografy, a od czasu do czasu przygrywając na którymś z instrumentów. To było bardzo udane zakończenie udanego festiwalu.

15 LISTOPADA

Przedostatni wieczór Jazzowej Jesieni otworzył duet włoskich muzyków, odkryty przez Enrico Ravę – Giovanni Guidi i Gianluca Petrella. Ten pierwszy gra na fortepianie, a drugi na puzonie. Widzowie mogli sie poczuć jak w kameralnym teatrze, oglądając scenę podświetloną bladoniebieskim światłem, na której pojawiło sie tylko dwóch znakomitych aktorów. Muzycznie bardzo zróżnicowani, od przyjemnych balladowych melodii, do mocnych granych forte akordów. Chwilami ich muzyka znakomicie mogłaby się sprawdzić jako filmowa ilustracja muzyczna. Puzonista proponował zaskakująco szerokie spektrum brzmień i efektów, i co ciekawe odpoczywał w czasie całego koncertu ledwie przez kilka minut. Okazało się, że nie zawsze trzeba pełnego zespołu, by zagrać ciekawe i zróżnicowane dźwięki. Na bis wyszli, pokazując coś jeszcze – ogromne poczucie humoru.

To był jedyny koncert w Polsce w czasie światowego tournee Dave’a Douglasa i Joe Lovano (obejmującego m.in. San Diego Monachium i Londyn. Artyści zaserwowali publiczności niezwykłe połączenie łagodnych i lirycznych kompozycji Douglasa i pełnych energii Lovano. W efekcie powstała eklektyczna muzyka – od free jazzu, bebop i kontemplacyjne utwory o otwartej strukturze(końcowy „Upside Down”- Douglasa). Prawdziwym bohaterem był też perkusista Joey Baron , który nikomu nie dał zasnąć i wypełniał swym graniem każdy zakamarek Domu Muzyki: zmieniał tempo i dramaturgię utworów. Zasłużone brawa zebrali też kontrabasistka i pianista.

Koncertowe impresje

14 LISTOPADA

Bardzo zróżnicowanej muzyki mogli posłuchać widzowie czwartego festiwalowego wieczoru. Muzyczną ucztę rozpoczął norweski pianista Tord Gustavesn, który zaproponował muzyczną, jazzową kontemplację. Melodyjne, liryczne motywy bardzo przypadły do gustu publiczności. Tord niezmiennie, za pomocą muzyki stara się przekazać publiczności swoje pasje i doświadczenia związane z psychologią i filozofią.

Po nim na scenę wyszedł dyrektor artystyczny festiwalu, muzyk na którego koncerty z ramach Jazzowej Jesieni co roku rozchodzą się jak świeże bułeczki – Tomasz Stańko. Artysta zaprosił w tym roku do Bielska-Białej swoich nowojorskich muzyków, z których chyba największe wrażenie swoją grą robi pianista David Virelles. Tym razem motywem przewodnim koncertu była Wisława – płyta, którą Tomasz Stańko promuje na koncertach. Muzycznie było to wszystko do czego artysta zdążył przyzwyczaić swoją bielską publiczność – połączenie mocnych free-jazzowych dźwięków z pięknymi spokojnymi, lirycznymi melodiami.

Koncertowe impresje

13 LISTOPADA

Trzeci wieczór Jazzowej Jesieni rozpoczął Louis Sclavis, który po 9 latach ponownie wystąpił na jazzowej Jesieni. Francuski saksofonista i klarnecista tym razem zaprezentował w Bielsku-Białej projekt oparty na orientalnych, azjatyckich rytmach – Silk and salt melodies. W oparciu o gęste perkusyjne rytmy irańczyka Keyvana Chemiraniego, udało mu się stworzyć bardzo ciekawą muzykę, w której swoje piętno zaznaczył także gitarzysta mający wyraźną słabość do rockowych mocnych riffów i znakomity pianista, który na przemian podawał mocny rytm na klawiszach i wygrywał piękne melodie na fortepianie (znakomicie przyjęta solowa kompozycja). Na tym tle swój talent mógł pokazać Louis Sclavis. W finale świetna solówką popisał się perkusjonista, a na bis muzycy zaprezentowali zupełnie odmienną od innych utworów, kompozycje opartą na bluesie.

Po przerwie na scenę wyszedł także dobry znajomy bielskiej publiczności – Mark Turner. Przed rokiem gościł u nas ze swoim Fly Trio. Tym razem miał wystapić w czteroosobowym składzie który uzupełniła trąbka. Mark Turner po raz pierwszy współpracował z trębaczem, czego efektem jest płyta „Lathe of heaven”. Trębacz, mimo, że obecny na próbie, ze względów osobistych musiał wrócić do Domu, a zastąpił go doskonale znany bielskiej publiczności pianista zespołu Tomasza Stańki – David Virelles.

Koncertowe impresje

12 LISTOPADA

Gary Burton gościł już na Jazzowej Jesieni w 2009 roku. Wtedy wystąpił w duecie z Chickiem Coreą. Tym razem pojawił się w Bielsku-Białej wraz ze swoim kwartetem. Usłyszeliśmy po raz kolejny Nowe Wymiary jazzu, choć tym razem podobnie jak dzień wcześniej mocno osadzone w tradycji. Znakomici muzycy, z najlepszym jazzowym wibrafonistą świata stworzyli niezapomniany kolaż dźwięków, chwilami rozpędzając się jak pospieszny pociąg, by po chwili cieszyć uszy publiczności pięknymi melodiami. Niezwykle zabrzmiała napisana przez Gary’ego Burtona kompozycja w klimacie tanga Astora Piazzolli, czy przepiękna wersja melodii Keitha Jarretta „In Your Quiet Place” z 1970 r. („powiem Keithowi że podoba wam się jego utwór” – mówił w Bielsku-Białej Gary Burton). Gary nie tylko grał, ale także zapowiadał większość utworów, które pojawiły się tego wieczoru. Pozostali muzycy (perkusista, kontrabasista i gitarzysta) także pozostawili w pamięci widzów niezwykłe sola. Na bis usłyszeliśmy kompozycję Milta Jacksona, nieżyjącego od kilkunastu lat „króla wibrafonu”.

11 LISTOPADA

Tegoroczny festiwal otwarł prezydent Bielska-Białej Jacek Krywult w towarzystwie dyrektora artystycznego Tomasza Stańko. Prezydent dziękował słynnemu jazzmanowi za znakomitą promocję Bielska-Białej związaną z festiwalem, a Tomasz Stańko, mówił że czuje się prawie bielszczaninem, bo kocha to miasto.

Tegoroczny festiwal nosi tytuł Nowe Wymiary. Już pierwszy koncert pokazał, że tytuł jest ze wszech miar słuszny. Bob Frisell, gitarzysta w ankiecie pisma Down Beat uznany za najlepszego gitarzystę jazzowego, zaprezentował głównie materiał ze swojej najnowszej płyty Guitar in the space age. Ponieważ zebrał on na niej utwory swoich mistrzów z lat 50. i 60., powiało bluesem, a chwilami nawet rockową muzyką sprzed lat, rockandrollem i country. Ze sceny rozbrzmiewały znakomicie wykonane utwory Beach Boysów, Pete Seegera czy Linka Wraya. Zespół dbał by melodyjne frazy wtapiały się płynący podkład muzyczny. Publiczność, której wyraźnie przypadła do gustu ta podróż w historię gitarowej muzyki, owacją na stojąco zachęciła artystów do podwójnego bisowania.