Po rocznej przerwie powróciła Jazzowa Jesień im. Tomasza Stańko. Festiwal rozpoczęły koncerty Jacoba Bro oraz Vijay’a Iyera, a zakończył Skalpel z Piotrem Damasiewiczem.
Ubiegłoroczna, 18 edycja Jazzowej Jesieni została odwołana z powodu pandemii. W tym roku maseczki na widowni (a w przypadku trio Vijay’a Iyera także na scenie) przypominały o trwającej czwartej fali covidowej. Mimo to Festiwal doszedł do skutku, a spragniona jazzu na żywo publiczność, już pierwszego dnia mogła posłuchać jazzu na najwyższym poziomie.
Festiwal otworzyła producentka festiwalu i jednocześnie córka jego patrona – Anna Stańko: „Aż muszę sie uszczypać, czy to nie jest sen. W zeszłym roku to był koszmarny sen. Dziękuję, że jesteście” – mówiła z festiwalowej sceny. Nawiązując do odwołanego ubiegłorocznego festiwalu, wspominała Tomasza Stańko, mówiąc, że potrafił przekuwać słabsze chwile w kamienie milowe.
W trakcie tegorocznej Jazzowej Jesieni będzie mnóstwo odwołań do twórczości Tomasza Stańko. Pierwsze – już na początku. Na najnowszej płycie otwierającego festiwal Jacoba Bro znalazł się utwór „To Stanko”. Jacob występował już w Bielsku-Białej, brał też udział w nagraniu płyty Dark Eyes, patrona Jazzowej Jesieni.
Publiczność już na wejście przywitała go bardzo gorąco, zresztą pożegnała równie ciepło. Skupiony na gryfie gitary Jacob Bro tworzył barwne plamy dźwiękowe wraz z perkusistą, częściej tworzącym nastrój, niż wybijającym rytm. Najbardziej melodycznym instrumentem była trąbka Arve Henriksena. Muzycy pięknie rozwijali rozbudowane wersje swoich utworów, poruszając się między skomplikowanymi współbrzmieniami, delikatną gitarową balladą, a nawet wplatając wschodnie zaśpiewy, by w finale zagrać Kołysankę Krzysztofa Komedy, artysty, o którym Jacob mówił, że był bardzo ceniony przez Tomasza Stańko.
Drugi koncert tego wieczoru, to popis znakomitego tria Vijay’a Iyera. Fantastyczna sekcja z kontrabasistką Lindą May Han Oh i perkusistą Tyshavnem Sorey’em, wraz z pianistą stanowiła tego wieczoru jedną sprawnie działającą, muzyczną machinę, zdecydowanie wymykającą się z podziału lider i akompaniatorzy.
W piątek (19 listopada) w ramach Jazzowej Jesieni, wystąpili w Bielsku-Białej Mathias Eick i Maciej Obara.
Tegoroczny festiwal to czas powrotów do Bielska-Białej. Wielu z występujących w tym roku artystów wiele lat temu koncertowało już na Jazzowej Jesieni. W tym gronie znalazł się Mathias Eick. Mathias Eick Quintet to melodyjne, jazzowe granie na najwyższym poziomie. Kolejny, na festiwalu precyzyjnie zestrojony muzyczny mechanizm. Znakomita – tych słów można użyć opisując grę każdego z muzyków. Tematy prowadzone na przemian przez skrzypce i trąbkę, czasami wspólnie przez oba instrumenty. Jeszcze jeden koncert z najwyższej półki. Artyści zaprezentowali głónie materiał a najnowszej ECM-owskiej płyty Mathiasa When we leave. Zespół wystąpił w składzie: Mathias Eick, Håkon Aase Andreas Ulvo Audun Erlien i Torstein Lofthus.
Potem na scenie zrobiło się jeszcze bardziej tłoczno za sprawą sextetu Macieja Obary. Ponieważ lider zapowiedział, że chciałby zagrać cały materiał bez przerw, przywitał się na początku. Opowiadał o koncercie i patronie Festiwalu. Powrócił do Bielska-Białej po dwunastu latach od swojego ostatniego koncertu na Jazzowej Jesieni. Wtedy, młody utalentowany muzyk, dziś zagrał już jako ukształtowany artysta. Dodatkowym, znaczącym i symbolicznym elementem było zagranie przez trębacza Tomka Dąbrowskiego, na instrumencie należącym do Tomasza Stańko, w repertuarze znalazło się także kilka utworów nieżyjącego artysty. Prawdziwy muzyczny spektakl pokazujący wiele barw muzyki – od dyskretnych improwizacji do pełni muzycznego szaleństwa. Niektórzy komentując, mówili o jazzowym misterium, inni zamieniali Euforilę na euforię. Wygląda na to, że w tym roku nie wszystkie festiwalowe koncerty okażą się WYDARZENIAMI.
W sobotę (20 listopada) wystąpili Kasia Pietrzko i Skalpel z Piotrem Damasiewiczem.
8-osobowy chór, sekcja instrumentów dętych i sekcja rytmiczna – taki skład zaproponowała na ten wieczór bielska pianistka Katarzyna Pietrzko. Nie mogło zabraknąć opowieści o genezie tego koncertu. Kasia Pietrzko opowiadała, jak 3 lata temu po koncercie Jazzowej Jesieni podeszła ze swoją płytą do Tomasza Stańko. Wkrótce zagrali wspólny koncert, niestety tylko jeden, bo współpracę przerwała śmierć trębacza. Dziś pani Kasia mówi, że czuje się wyróżniona zaproszeniem na Festiwal. W tak dużym składzie wystąpiła po raz pierwszy, w bardzo precyzyjnie skonstruowanym programie, wyróżniającym się wśród innych festiwalowych propozycji big-bandowym brzmieniem (ach te dęciaki). Rozbudowane aranżacje pozwalały na swobodne partie solowe. W tym wszystkim „mała czarna”, niczym rasowy band-leader dyrygująca poszczególnymi sekcjami. Dodatkowym smaczkiem był chór. Na tle rytmicznych melodyjnych wokaliz instrumentaliści mogli sobie pozwolić na improwizowane partie. Na koniec Foggy Days, utwór (jak wszystkie tego wieczoru) napisany przez Kasię Pietrzko, z pozytywnym przesłaniem o dążeniu do realizacji swoich celów – w życiu i na scenie. Kolejny koncert bardzo wysoko oceniony przez wymagającą, festiwalową publiczność.
Na koniec występ bardzo różniący się od innych – połączenie elektroniki i jazzu. Skalpel występujący z Piotrem Damasiewiczem, sekcją rytmiczną i wibrafonistą. Wystąpili w programie Music for S., proponując hipnotyczny rytm i dodatkowe wstawki z fragmentami wywiadów z Tomaszem Stańko, w których muzyk opowiada o swojej drodze życiowej i celach. Elektronika, rytm i brzmienie trąbki Piotra Damasiewicza – to był przepis na udany koncert, godnie kończący tegoroczny Festiwal. Na koniec trzy utwory ze zwykłego programu Skalpela, nieco odbiegające stylistycznie od jednorodnej propozycji Music for S.
Zwieńczeniem koncertu była impreza towarzysząca FOYER JAZZ. Ze swoim zespołem zagrał, zgrabnie łącząc jazzow i rockowe insporacje, Dawid Broszczakowski. Koncertowi w foyer BCK-u przysłuchiwała się bardzo liczna grupa słuchaczy, potwierdzając swoją obecnością, że takie wydarzenia na Jazzowej Jesieni są potrzebne i wyczekiwane.