Znakomitym koncertem Jana Garbarka rozpoczęła się 15 edycja Jazzowej Jesieni w Bielsku-Białej. Tegoroczna edycja festiwalu trwała 6 dni.
W ciągu sześciu dni, fani jazzu usłyszeli aż 10 koncertów. Festiwal zamknęła jak zawsze tradycyjna odmiana jazzowego grania.
14 listopada
Festiwal zgodnie z tradycją rozpoczął dyrektor artystyczny Tomasz Stańko. Witając publiczność przypomniał, że przede wszystkim jest muzykiem i woli grać niż mówić. Podziękował organizatorom i przede wszystkim władzom miasta, dzięki którym, jak powiedział, taki festiwal może się odbywać.
Potem rozpoczęła się prawdziwa, ponad dwugodzinna muzyczna uczta, na którą biletów zabrakło już kilka tygodni przed koncertem. Zmieniające się odcienie jazzowego grania sprawiały, że publiczność nawet przez chwile nie mogła się nudzić. Jan Garbarek czarował dźwiękami swoich saksofonów, prezentując melodyjne frazy. Pozostawił też sporo miejsca innym muzykom. Rainer Brüninghaus zagrał nawet odrobinę tradycyjnego jazzu na fortepianie. Yuri Daniel pokazał, że gitara basowa służy nie tylko do trzymania rytmu. Publiczność gorąco oklaskiwała Triloka Gurtu, perkusjonistę którego współpraca z Garbarkiem sięga połowy lat 80. Trilok do tradycyjnego zestawu perkusyjnego dołączył hinduskie instrumenty, które dodawały koncertowi orientalnych barw, a w jednej z solówek zaprezentował się jako prawdziwy muzyczny szaman. Za pomocą instrumentów (i chyba nie także przedmiotów niebędących instrumentami oraz swojego głosu) stworzył odgłosy dżungli, śpiewu ptaków, szemrzącego strumyka.
W tej sytuacji nie dziwił fakt, że bielska publiczność żegnała muzyków owacją na stojąco.
15 listopada
Drugi wieczór bielskiej Jazzowej Jesieni upłynął pod znakiem jazzowych TRIO. Dwa klasyczne składy występujące w trójkę. W pierwszym lider grał na fortepianie, w czasie drugiego koncertu liderował gitarzysta. Na dobry początek 43-latek z Finlandii Alexi Tuomarila (nazywany czasem „rzeźbiarzem dźwięku”) i jego Trio. Ciekawe, dynamiczne, klasyczne granie przypadło do gustu publiczności.
Po nim kolejne jazzowe trio – tym razem pod wodzą amerykanina Kurta Rosenwinkela – gratka dla miłośników jazzowej gitary na najwyższym poziomie.
16 listopada
To miało być błyskawiczne zastępstwo. Okazało się, że John Medeski dał popis który na długo pozostanie w pamięci fanów jazzu. Muzyk znany ze swojego zamiłowania do organów Hammonda, wystąpił zamiast chorego Tigrana Hamasyana. W Bielsku-Białej wystąpił z projektem Mad Skillers. Siłę napędową przedsięwzięcia stanowił Kirk Joseph, grający na nietypowym instrumencie – suzafonie, który tworząc basowe podkłady brzmiał chwilami jak kontrabas, by za chwilę nabierać mocy gitary basowej albo klawiszowych basów. Każdy z muzyków znakomicie spełniał swoją rolę, tworząc niepowtarzalną, pełną siły i witalności muzykę, nawiązującą do jazz-rocka. Warto wspomnieć o znaku firmowym lidera – organach hammonda. Czasami Medeski wykorzystywał również fortepian. Publiczność nagrodziła występ owacjami na stojąco. Taki wyraz szacunku do artystów powtórzył się dwie godziny później w finale znakomitego koncertu Dave’a Hollanda. Mistrz kontrabasu dobrał sobie świetnych współpracowników: Kevina Eubanksa – gitara elektryczna, Obeda Calvaire’a – perkusja. Ten pierwszy, na lekko przesterowanej gitarze, chwilami zbliżał się do mistrzów blues-rockowej gitary z lat 60. Ten drugi z równą swobodą grał połamane jazzowe rytmy i wydobywał soczyste rockowe brzmienia. Wspólnie stworzyli muzyczne widowisko na najwyższym poziomie
17 listopada
To był wieczór powrotów do Bielska-Białej. Obaj liderzy – zarówno Chris Potter jak i David Virelles gościli już na Jazzowej Jesieni.
Chris Potter powrócił z trio, do którego zaprosił swoich znakomitych kolegów Reubena Rogersa i Erica Harlanda. Wspólnie pokazali różne barwy muzyki, a lider zagrał nie tylko na saksofonie, ale także na klarnecie i instrumentach klawiszowych. Publiczności taki rodzaj jazzu przypadł do gustu i kolejny koncert zakończył się bisem (na który publiczność musiała dość długo „zapracować”) i owacją na stojąco.
David Virelles to chyba najbardziej zapracowany artysta tegorocznego festiwalu. Oprócz wspólnego koncertu z Tomaszem Stańko zaprosił publiczność do swojego muzycznego świata zatytułowanego Gnosis, zapraszając Romána Díaza & the Nosotros Ensemble, i wiodąc wszystkich w stronę muzyki inspirowanej brzmieniami Afryki.
18 listopada
Tarkovsky Quartet – międzynarodowy niemiecko-francuski kwartet rozpoczął przedostatni, koncertowy dzień bielskiego festiwalu. Zespół tworzy, inspirowany oryginalnym językiem filmów Andrieja Tarkowskiego.
Drugą część wieczoru wypełnił, występujący w dwóch odsłonach Tomasz Stańko. Najpierw z duecie ze swoim muzycznym przyjacielem Davidem Virellesem (fortepian) a potem z czwórką polskich muzyków. W tej konfiguracji najważniejszą role odegrał Adam Pierończyk (grający głównie na saksofonie), z którym Tomasz Stańko współtworzył dwugłosowe, melodyjne frazy. Sięgnęli też po klasykę polskiego jazzu – muzykę Komedy, którą Tomasz Stańko wykonywał już w latach 60. jako członek kwartetu Komedy.
19 listopada
Od kilku lat festiwal kończy koncert jazzu tradycyjnego. W tym roku dawkę tradycji zapewnił The Buck Clayton Legacy Band, siedmiu panów w średnim wieku i garniturach, znakomicie czujący i oddający klimat jazzu sprzed co najmniej kilkudziesieciu lat. Klarnet, trąbki, saksonony, fortepian i sekcja rytmiczna. Muzyczni spadkobiercy zmarłego w 1991 roku Bucka Claytona pokawali, że stary jazz miewa sie nieźle i wciaż ma grono zagorzałych entuzjastów.